W ostatnich kilku latach Mikołaj Bieluga bardzo ograniczył gamę barwną swych obrazów. Większość z nich pozostaje w tonacji bardzo skromnej, ubogiej, czarno- szaro-białej. Pewnie znudził mu się kolor z poprzedniego okresu, a także chyba po to aby nie rozpraszać widza,skierować jego uwagę na najważniejsze problemy w swym malarstwie, kontemplacji których ta gama sprzyja.
Z pewną dozą ryzyka można powiedzieć, że jest to malarstwo abstrakcyjne, choć po dłuższych oględzinach znajdziemy resztki motywów ze świata realnego. Portret, dziwnie ujęty pejzaż jak ze zdjęcia satelitarnego, albo widziany przez mikroskop, a także realistyczny jeśli tak można powiedzieć zapis gestu malarskiego, odsłaniający kulisy warsztatu malarza. To malarstwo żywi się pokazywaniem jak ono powstaje. Można wyczytać z obrazu jakie tworzą go emocje, zwroty akcji, iluminacje i zniechęcenia. Bieluga biegle opanował warsztat malarski. Pospiesznie i żywiołowo malowane zagęszczenia i rozproszenia form i plam, tonów jasnych i ciemnych, pewność gestu malarskiego bardzo dobrze organizują płaszczyznę.
Cała sprawność warsztatu i wyłaniająca się z tego konstrukcja o dziwo służą pewnej antynomii. Niejako w drugiej odsłonie z obrazów M.B. wyłania się nam świat anarchiczny z jakimś odium bylejakości, nonszalancji. Doświadczając nicości jesteśmy o krok od nihilistycznego świata chaosu. Przed skokiem w przepaść bezsensu chroni nas instynkt samozachowawczy, wspomagany dyskretną organizacją płótna. Porzucając ciemną aurę malarstwa M.B. opieramy się na konstrukcji przez niego stworzonej, wracamy znów do świata przewidywalnego, zorganizowanego. Świata tego samego autora.