Czy malarstwo jest tylko zabawą ducha, czy można je uporządkować rozumem? Czy maluję po to by zrozumieć siebie?
Na pewno nie jest to główny powód. Rozum nie jest najlepszym narzędziem, gdy chcemy poznać siebie, drugiego człowieka. Malarstwo dotyka rzeczy niepoznawalnych.
Tu, gdzie kończy się władza logicznych myśli, najodpowiedniejszym narzędziem poznania będzie serce, czyli w biblijnym rozumieniu dusza, wola, sumienie. Gdzie nie dociera rozum, tam potrzebna jest wiara. Tutaj kończy się poukładany świat logiki, a do głosu dochodzą żywioły duchowe.
W akcie malarskim podporządkowuję duchowi materię. Obrazy stają się źródłem wiedzy poprzez metafizyczne podobieństwo dzieła i twórcy.
Szczerą twórczością mogą zajmować się tylko osoby przyznające się do swojej niedoskonałości, czerpiące motywację do tworzenia z tęsknoty do wyjścia poza tę niedoskonałość.
To pragnienie pozwala im stanąć niejako poza sobą, aby zobaczyć swoje odbicie w dziele artystycznym, uciec od siebie zamkniętego w formie.
Jednocześnie pozwolenie na materializację dzieła - odbicia własnego “ja” - jest przyznaniem się do siebie, akceptacją własnej słabości i niewystarczalności. Jest wyjściem poza siebie i własne ograniczenia, szukaniem wyjścia z siebie, ratunku dla siebie.
Proces malowania obejmuje dziedziny: materii - poprzez fizyczny kontakt z tworzywem malarskim, psychiki - kiedy wyrażam stany psychiczne, które przeżywam, duchowości - podczas malowania dokonuje się walka duchowa, dochodzą do głosu różne natchnienia z którymi się zmagam.
Podczas malowania wszystkie te dziedziny mają swoje znaczenie. Stawiająca opór fizyczny materia przypomina o materialnych ograniczeniach i granicach. Wrażliwość psychiki pozwala na precyzyjne wyrażanie emocji i uczuć, oraz innych niewerbalnych treści. Zaangażowanie w walce duchowej zmusza do autokorekty własnych inspiracji i wewnętrznych poruszeń.
Malując odbieram jednocześnie wszystkie te sygnały i prowadzę z nimi dialog za pomocą pędzla i farb. Malarstwo pozwala mi wejść w tajemnicę szczęścia i cierpienia, tworzenia i destrukcji.
Każdy obraz zaczyna się od sprzeciwu wobec zimnej pustki blejtramu. Z tego buntu i lęku przed nią i bezsensem nicości malowanie obrazu staje się dramatyczną walką o siebie, o sens. Zetknięcie z tym nihilizmem formy wywołuje paroksyzm ruchów pędzlem przypominający szermierkę.
Obrona rodzi kształty, które wyłaniają się z mokrej i lejącej się farby. Są ubogie i niedoskonałe, niedokończone i jakby “w procesie”, ale wypełniają pustkę, w opozycji do której stają się kwitnącym ogrodem formy.
Dalsza walka o kształt, o konkret dąży do akceptacji tej biednej poetyki, wykorzystując ją i obłaskawiając. Jest w tym procesie jakaś akceptacja własnej nieudolności, słabości, oporu materii, która z trudnością daje się naginać energią ducha do jakiegoś widzialnego kształtu.
Ten opór i zmaganie jest treścią moich obrazów.
Zastanawiając się nad momentem poprzedzającym rozpoczęcie malowania obrazu, przychodzi mi na myśl porównanie z kumulującym się napięciem przed Wielkim Wybuchem.
Naukowcy poszukują rozwiązania tajemnicy powstania wszechświata budując przez dziesiątki lat wielokilometrowe cyklotrony, by podglądając zderzające się pierwotne cząstki energii poznać Tajemnicę, podejrzeć samego Stwórcę.
Ta fizykalna i tylko materialna metoda jest niewystarczająca, gdyż nie obejmuje duchowej istoty tworzenia. Jedynie osobowe i duchowe poznanie aktu tworzenia, może dać pojęcie o tym jak wyglądał początek świata.
Jakąś część tego przeżycia doświadcza każdy malarz przed postawieniem pierwszego śladu na płótnie.
Moje doświadczenie w tym względzie związane jest z dużym napięciem i ładunkiem ekspresji, którego nie potrafię już w sobie utrzymać. Pomimo, że dotyczy to tylko materii malarskiej, przeżycia duchowe jakie temu towarzyszą, mogą dać przedsmak tego, co było Początkiem.
Pochylając się nad materią - czy to obrazu, czy szerzej materią jako widzialną częścią rzeczywistości - przyglądając się jej, mam wrażenie, że przez jej kształty, kolory, walory przebija się jakaś inna duchowa rzeczywistość. Początkowo niewyrażalna, lecz w miarę poznawania i wchodzenia z nią w relację oświetlająca oczywistością i ogarniająca jasnością.
Tajemnica spotkania z tą "inną rzeczywistością" jest doświadczeniem głęboko intymnym, dotykającym samej głębi mojej tożsamości. Stwierdziłbym, że tę tożsamość kształtującym.
Obraz przenikania światła z ciemnością przedstawia duchową walkę wewnętrzną. Światło oświetlające ciemną drogę wskazuje kierunek, daje nadzieję.
Moje malarstwo przedstawia obraz walki duchowej. Odzwierciedla dialog z Bogiem i sobą samym o sensie życia, cierpienia i śmierci. Odbijają się w nim echa pytań hiobowych, zadawanych Bogu od czasu opuszczenia Raju.
Stanowi część dialogu serca i emocji, które wylewają się na płótna obrazów. Odbija się w nich moja twarz duchowa, moje wnętrze.
Kto z nas nie zadaje sobie pytań? Kto jest do końca pewien wiedzy o sobie i swoim losie? Poznając własną niedoskonałość i niewystarczalność zaczynamy sobie zadawać pytania.
Poprzez malarstwo mogę dotykać problemów i treści niepoznawalnych rozumowo. Malarstwo stanowi dla mnie źródło wiedzy o własnych działaniach, intencjach, motywacjach i mechanizmach jakie na nie wpływają.
Wyświetla prawdę o mnie, materializuje moje wnętrze, poruszenia psychiki i ducha. Zabarwia materię malarską o treści, które wypływają z głębi mojej duszy.
Malować zacząłem wtedy, gdy przestałem rozumieć to co dzieje się ze mną i wokół mnie. Czas wprowadzenia stanu wojennego, klasa maturalna, brak sprecyzowanych planów na przyszłość i wir emocji odbieranych i dążących do wyrażenia, zmusiły mnie do sięgnięcia po środki malarskie.
Zaistnienie wypowiedzi malarskiej w moim życiu porównałbym do odblokowania pokładów emocjonalnych, uwolnienia piętrzących się we mnie i nie mających ujścia emocji, uczuć, pytań, lęków i pragnień.
Koncentracja i materializacja tego wszystkiego co mnie rozsadzało znalazły wyraz w ekspresji malarskiej.
Przebyłem drogę od buntu do akceptacji.
Teraz mogę powiedzieć, że dzięki malarstwu byłem coraz bardziej świadomy siebie. Im głębsza była to świadomość, tym było mniej lęku przed życiem.
Malarstwo towarzyszyło mi, będąc świadkiem rozwoju, regresów i zmian życiowych. Stanowi dla mnie dzisiaj rodzaj pamiętnika duchowego, świadka moich zmagań ze sobą i Bogiem.